czwartek, 15 września 2016

2.50

(...)
- A więc ciąża pani Oli przetrwała cudem lecz jeszcze jest pod narkozą ale myślę, że za niedługo powinna się wybudzić ale po tym czeka ją seria USG, badań ciała i z 3 badania stanu dziecka by się upewnić, że nic się groźnego dla dziecka i pani się nie dzieje-oznajmił lekarz po czym się do nas lekko uśmiechnął.
- Dziękuję panu-powiedziałem a Wysocki się do mnie przytulił.
- Dziękuję ci Mikołaj za to, że pojechałeś za Olą. Gdyby nie ty i twoja szybka reakcja byśmy prawdopodobnie przyjechali im na pomoc za późno-powiedział ze łzami w oczach Wojciech.
*Jacek*
Minęło już 5 dni od tego wydarzenia, wczoraj się wybudziłem ale dzisiaj czuję się znacznie lepiej. Było mi tylko przykro, że wczoraj mnie nie puścili do Oli chociaż ja bardzo tego chciałem jednak dzisiaj pielęgniarka pozwoliła mi do niej pójść. Wsiadłem na wózek i pielęgniarka przewiozła mnie do sali oddalonej od mojej o jedno piętro...
Przed salą pielęgniarka mnie zostawiła samego, wziąłem głęboki oddech i wolno wjechałem do sali. Ola była przypięta do kroplówki ale najgorsze były jednak jej siniaki i obicia na całym ciele oraz niedokładnie wymyta twarz od krwi przez co było mi cholernie ciężko na nią patrzeć w takim stanie. Podjechałem jeszcze bliżej...Ola się jeszcze nie wybudziła jednak miałem nadzieję, że jak najszybciej jej się uda z tego wszystkiego wyjść. Pocałowałem ją w czoło po czym objąłem jej drobne, blade dłonie i z moich oczu zaczęły wypływać łzy...
- Przepraszam cię Olu, to wszystko to moja wina, wiem o tym. Mogłem się im sprzeciwić ale tego nie zrobiłem...jestem zwyczajnym sukinsynem bo powinnem cię obronić przed nimi ale nie zrobiłem tego. Kocham cię, jesteś dla mnie całym światem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Przepraszam...-powiedziałem szeptem ze łzami w oczach po czym miałem zamiar wrócić do swojej sali lecz zauważyłem kiedy miałem pocałować Olę na porzegnanie, że ona delikatnie zaczęła mrugać a po chwili przyzwyczajenia swojego wzroku do otoczenia otworzyła oczy na stałe...
- Ola...-zacząłem cicho kiedy otworzyła oczy.
- Jacek...-również zaczęła jeszcze słabym głosem Ola.
- Cichutko Olu. Nic nie mów-szepnąłem głaszcząc jej włosy.
- Jacek ale...to nie twoja wina. Słyszałam co mówiłeś i...jak płakałeś-powiedziała z lekkim uśmiechem i łzami w oczach.
- Ale to i tak moja wina, jestem zwykłym sku*****em. Zostawiłem cię...kiedy się tobą bawili-powiedziałem a z moich oczu leciały samotne krople cieczy.
- Jacek nie obwiniaj się. To nie twoja wina-powiedziała Ola i z jej oczu również zaczęły lecieć łzy.
- Przepraszam cię...ja naprawdę cię kocham i niewiem czemu im się nie sprzeciwiłem. Ja...-chciałem coś dodać lecz Ola mnie w tym momencie pocałowała. Ten pocałuenk był wyjątkowy, był taki z troską i z miłością mimo tego, że czułem jej łzy na swoich ustach.
25 minut później...
*Ola*
- Cześć córuś-przywitał mnie mój tata.
- Cześć tato-odpowiedziałam lecz momentalnie się posmuciłam na myśl o jednej rzeczy.
- Co się stało Olu? -zapytał mnie ojciec.
- Echhh...tak się cieszyłam z Jackiem jak się dowiedzieliśmy, że będziemy rodzicami a teraz to już jest jakaś szara rzeczywistość-powiedziałam pogrążona w swoich myślach.
- Och Olu-roześmiał się Wysocki.
- Ale co w tym jest takiego śmiesznego?-zapytałam zdziwiona.
- Rozmawiałem z lekarzem, nie poroniłaś. Ciąża prawdopodobnie przebiega w 100% prawidłowo-odparł z bananem na twarzy Wojciech.
- Ale jak to?-zapytałam zszokowana - To niemożliwe-odpadłam łapiąc się za głowę.
- No...wygląda na to, że twój bąbelek jest bardzo silny-oznajmił z wielkim uśmiechem Wysocki.
- Po swojej mamie-dokończył szeptem Jacek po czym na własnych siłach podszedł do Oli.
- A nie po tacie?-zapytałam z uśmiechem.
- Niee..jestem pewien, że po mamie-uśmiechnął się delikatnie Jacek. - Jak się czujesz?-zapytał Jacek.
- A dobrze. Tylko trochę bolą mnie jeszcze żebra-odparłam po czym wysłałam mu ciepły uśmiech.
- Bardzo tęskiniłem za tą starą, radosną i uśmiechnięta Olą-powiedział radośnie Jacek.
- Ale oni razem cudownie wyglądają-powiedziała Emilka patrząc na szczęśliwą parę.
- Odpowiedziałam z lekkimi rumieńcami na policzkach.
- Dobra, my już musimy iść-powiedział komendant puszczając Jackowi oczko oraz patrząc na radosnych swoich podwładnych.
- No to do zobobaczenia-powiedziałam po czym wszyscy prócz Jacka opuścili salę.
**********************************************************************************************Hejka :D A więc tak: chciałabym zadedykować te opowiadanie Alicji :D Mam nadzieję,  że ci się podoba i, że nie będziesz miała depresji xD Bo nie warto :D
No to tak:
- Podobało się?  :)
- Następne opowiadanie niebawem :)
- Komentujcie, piszcie opinie, zapraszajcie innych też na tego bloga :)
- Mało komentujcie :( Może lepiej by było gdybym zawiesiła bloga?
- Piszcie linki do swoich blogów :) Chętnie wejdę i skomentuję :)
Pozdrawiam i do zobaczenia :D
Wiktoria Rudaa
P. S. Alicja xD Dobrze myślałam o tym Michale :D On faktycznie jest chory xD (może to nie rak ale jednak choroba serca :/ ) Ja to chyba jasnowidzem zostanę :D